Najgorszy błąd rodziców. Doprowadza panie z przedszkola do wściekłości
Punktualność to cnota. Wiemy o tym doskonale, że nie można się spóźniać do pracy, bo szef się wkurzy. Ani do lekarza – bo przepadnie nam kolejka. A nawet na przyjęcie urodzinowe przyjaciółki – bo to tak, jak byśmy nie miały do niej szacunku. Ale te dwie minutki spóźnienia do przedszkola to jest przecież nic.
Rodzice robią to nagminnie. Przyprowadzają dzieci po czasie, w trakcie śniadania, albo pierwszych zajęć i jakby nigdy nic wpuszczają pociechy do sali. A potem biegiem do wyjścia, szybko do swoich spraw – trzeba przecież zdążyć. Nawet nie pomyślą, że komuś właśnie zrujnowali to, co udało mu się zbudować.
Poranki nie są łatwe
To, że rano trzeba włożyć sporo wysiłku w wyjście z domu i dojście do odpowiedniej placówki wiedzą dobrze wszyscy rodzice małych dzieci. Ci z przedszkolakami na stanie – najlepiej. Często rano muszą stoczyć nie lada bój – o strój, śniadanie, umycie zębów, skończenie bajki, założenie butów... Do przedszkola wpadają często w ostatniej chwili, albo niestety już po czasie.
W przedszkolu mojego syna, według regulaminu, dzieci należy przyprowadzać do 8.30. Potem panie zaczynają już zajęcia. Jest przygotowanie do śniadania – dzieci, które przyszły wcześniej, sprzątają zabawki, potem wszyscy ustawiają się w rządku i idą umyć ręce. Wszystko to trwa, bo zawsze znajdą się jacyś maruderzy, którzy opóźniają to i owo. O 9.00 dzieci już siedzą przy stolikach i zaczynają śniadanie.
A wtedy otwierają się drzwi i...
Moja znajoma, która pracuje w przedszkolu, opowiada, że najbardziej w rodzicach denerwuje ją to, że oni nie rozumieją, że nauczyciel w przedszkolu pracuje. Ma pewne zasady, których musi przestrzegać, ma plan dnia, który musi zrealizować. Musi się z tego rozliczać przed swoim przełożonym. Nie zacznie o czasie zajęć edukacyjnych (i o czasie ich nie skończy), jeśli już na początku dnia coś się obsunie.
Tymczasem rodzice skutecznie uniemożliwiają spokojną pracę nauczycieli przedszkolnych właśnie porannym spóźnianiem się. – Gdy zdołam już zapanować nad dziećmi, zaprowadzić je do łazienki, a nawet usadzić przy stolikach, nagle otwierają się drzwi i wchodzi jeszcze jedno dziecko z przepraszającym, ale również uśmiechniętym od ucha do ucha, rodzicem. Mnie wcale w takim momencie wesoło nie jest – opowiada.
Dzieci zaczynają witać kolegę, niektóre wstają ze swoich miejsc, ktoś się popłacze, że to nie jego mama czy tata pojawił się w drzwiach. – Mam tego dość, no ale co zrobić, takie życie. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią – mówi znajoma. Najbardziej wkurza ją to, jak jakiś rodzic, chcąc być taki niby w porządku, już dzień wcześniej zapowiada, że nazajutrz niestety spóźni się 2 minutki. – Co mi przyjdzie z tej wiedzy? Tak czy siak, poranek będzie rozwalony!
Rodzice, postarajcie się nie spóźniać – to naprawdę ważne
Dlatego ja przyprowadzam synka zawsze przed czasem. Nie chcę przysparzać komukolwiek problemów, a już najmniej osobom, które mają pod opieką moje dziecko. Szanuję i doceniam ich pracę, chcę też, żeby i one były zadowolone, spokojne, miały uczucie spełnienia w tym, co robią. To przełoży się przecież na samopoczucie i rozwój mojego dziecka. Pani uśmiechnięta i cierpliwa, czy zestresowana, nerwowo zerkająca w swoją rozpiskę?
Jasne, czasem w życiu każdego z nas zdarzają się dni, że nie mamy wyjścia i musimy się spóźnić. To nie jest koniec świata, ale postarajmy się, żeby osoby, na które to spóźnienie musi jakoś wpłynąć, odczuły to możliwie jak najmniej. Spróbujmy nie dezorganizować komuś pracy.
Byłaś np. rano z dzieckiem u okulisty? Jeśli wiesz, że przyjdzie spóźnione, wprowadź go do przedszkola w takim momencie, by jak najmniej zakłócić to, co się tam dzieje. Jeśli wiesz, że dzieci akurat mają jakieś zajęcia, odczekaj tych kilka minut, aż je skończą. Tylko tyle.
Czytaj także:
40 minut siedziałam pod salą przedszkola, bo syn nie chciał mnie puścić. Było warto
"Dzieci omdlewają z płaczu". Post psycholożki o przedszkolach mrozi krew
Ani śpiworka, ani kredek i plasteliny. Czego może wymagać od rodziców przedszkole?