Dyrektorzy szkół psują radość uczniom. "Brak prac domowych nie oznacza końca nauki w domu"
A miało być tak pięknie! Dzieciaki już skakały do góry po tym, jak premier Donald Tusk ogłosił koniec prac domowych. Okazuje się, że wiele nauczycieli i dyrektorów szkół wcale nie jest tak entuzjastycznie nastawionych do tej zmiany.
Obawiają się, że brak prac domowych uczniowie mogą odebrać jako koniec nauki w domu w ogóle. A przecież to nie o to w tym wszystkim chodzi.
Koniec prac domowych i już są problemy
Jak zapowiedział Donald Tusk od kwietnia w klasach 1-3 szkół podstawowych ma już nie być prac domowych, a w starszych klasach jedynie sporadycznie, tylko dla chętnych i nie na ocenę. To pierwsza zmiana w polskim szkolnictwie, jaką wprowadza nowa władza. “ Od początku kwietnia takie rozporządzenie będzie funkcjonowało ” – powiedziała w programie "Tłit" WP ministra edukacji Barbara Nowacka.
Kolejną zmianą, jaka szykuje się w polskiej szkole, ma być odchudzenie podstawy programowej, ale to dopiero od nowego roku szkolnego.
Póki co, uczniowie się cieszą, że wkrótce po szkole będą mogli sobie odpoczywać. Ale nauczyciele, jak się można było spodziewać, już nie tak bardzo. Wielu z nich właśnie dzięki pracom domowym dawało jakoś radę przerobić cały materiał...
Brak prac domowych nie oznacza, że nie trzeba się uczyć
Na konferencji prasowej w Lublinie Ewa Nowacka mówiła: "Jak dziecko zaczynało lekcje o godzinie ósmej, a kończyło o szesnastej, to gdzie to prawo człowieka , jak jeszcze potem miało trzy godziny prac domowych”. Trudno się z tym nie zgodzić. Program jest przeładowany, a dzieci spędzają w ciągu dnia często więcej czasu na nauce niż ich rodzice w pracy. Wydaje się więc, że jeśli chociaż prac domowych nie będzie, młodzież powinna odczuć ulgę.
Nauczyciele jednak obawiają się, że wcale nie będzie tak pięknie. "Nasi uczniowie się cieszą, ale uważają, że to będzie oznaczać kompletny brak zadań domowych, czyli również jakiejkolwiek nauki w domu. Mogą się pojawić rozbieżności w rozumieniu tych zasad” – powiedziała w wp.pl Eliza Zaborowska-Kempa, dyrektor SP nr 18 w Gdyni.
Cytowana przez portal dyrektor Szkoły Podstawowej w Konopiskach Ilona Ujma, zauważa: "Pytanie, na ile uczniowie są nauczeni samodzielnej pracy i na ile mają samodyscyplinę. Jeżeli mają ją wyrobioną, to faktycznie prace domowe nie są tak bardzo konieczne. Natomiast kiedy z samodyscypliną jest ciężko, to jednak prace domowe sprawdzane przez nauczycieli weryfikowały wiedzę”.
Zmiany muszą nadejść
Wielu nauczycieli podnosi, że zmiany w systemie nauczania wchodzą w życie odwrotnie. Może lepiej by było, gdyby najpierw odchudzić podstawę, a dopiero w drugiej kolejności zrezygnować z prac domowych? Inni są zdania, że prac domowych nie będzie dopiero od kwietnia, czyli jeszcze przez cały marzec nauczyciele mogą "nadganiać” w ten sposób z materiałem. A potem i tak już zaraz wakacje... A od września chudsza podstawa, więc wszystko powinno się udać.
Nauczyciele przewidują także, że wkrótce zaczną się pojawiać różne problemy. Uczniowie będą się buntować, kiedy okaże się, że i tak muszą robić coś w domu. A przecież będą musieli! Może nikt nie zada im do napisania wypracowania, ale przecież nauka tabliczki mnożenia, powtórzenie słówek z angielskiego, przeczytanie lektury na polski itd., trzeba będzie zrobić właśnie w domu. No bo gdzie?
Pojawi się pytanie “ czym w ogóle jest praca domowa? ”. Czy to przypadkiem nie ”projekt” zadany przez nauczyciela? W dodatku niby dla chętnych i nie na ocenę, ale jednak nauczyciel zaznaczy sobie, kto go zrobił, a kto nie i da temu wyraz, wystawiając stopnie na koniec roku...
Rodzice też są podzieleni
Co ciekawe, również wśród rodziców nie zapanowała wcale czysta radość po ogłoszeniu końca prac domowych. Obawiają się, że teraz już w ogóle nie będą w stanie zweryfikować, czy ich dziecko jest na bieżąco z materiałem, czy nie.
- Do tej pory było tak, że kiedy mój syn miał zadanych z matematyki kilka zadań, to pokazywał mi, jak je zrobił i ja wiedziałam, czy umie, czy mam mu w czymś pomóc. A teraz co? Sama mam przeglądać podręcznik i kazać mu rozwiązywać jakieś przykłady, żeby wiedzieć, czy nie ma zaległości? – zastanawia się Joanna, mama 14-letniego Antka.
Ministerstwo Edukacji Narodowej wzięło się za szkołę i to jest bardzo dobrze , bo przestarzały system od dawna się o to prosił. Jednak zmiany , w każdej dziedzinie, zawsze są trudne. Zawsze pociągają za sobą jakieś konsekwencje, sprzeciwy, weryfikacje. Miejmy więc nadzieję, że nowa władza przeprowadzi je mądrze i spokojnie, a wtedy zarówno nauczyciele, uczniowie, jak i rodzice, będą mieli czas i przestrzeń na to, by się w tej nowej sytuacji odnaleźć.
Zobacz także:
Koniec prac domowych staje się faktem. Wiadomo, od kiedy nie będzie można ich zadawać
Likwidują egzamin ósmoklasisty, a co z maturami? Wiemy, jakie zmiany wprowadzą