Odebrałam córkę z przedszkola i oniemiałam. Nauczycielki nie pisnęły o tym ani słowa
Moja córka jest zdrowym, aktywnym dzieckiem. Zdarzają jej się wypadki, ale niespodziewane siniaki lub zadrapania ujawniające się po powrocie z przedszkola to już co innego. Zwłaszcza gdy nikt nie informuje mnie, że doszło do jakiegoś niepokojącego zdarzenia. Zatajanie takich informacji w polskich przedszkolach jest na porządku dziennym.
W końcu zrobiło się ciepło. Na wiosnę czekaliśmy wszyscy, ale chyba najbardziej nauczycielki w przedszkolach. Jak tylko stało się możliwe wychodzenie z dziećmi na przedszkolne place zabaw, korzystają z tego bez umiaru. I nie ma w tym nic złego, o ile rodzice dowiadują się o wszystkim, co się tam działo.
Przedszkolne place zabaw już są oblegane
Większość przedszkoli ma na swoim terenie zewnętrzny plac zabaw. To świetne rozwiązanie – dzieci mogą poruszać się na świeżym powietrzu, a ich opiekunowie nie muszą dwoić się i troić, aby wymyślić im zajęcia na popołudniowe godziny.
Trudno im się dziwić, że gdy tylko zrobi się ciepło, ochoczo korzystają z możliwości wypuszczenia dzieci na przedszkolne podwórko. Ale kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu przedszkolaków trudno upilnować w czterech ścianach, a co dopiero na pełnym atrakcji placu zabaw.
Dlatego to całkowicie normalne, że podczas zajęć na podwórku dochodzi do różnych wypadków. Ktoś się zderzy w biegu, ktoś zedrze kolano, a jeszcze kto inny spadnie z huśtawki. Jednak o każdym takim zdarzeniu rodzice powinni być poinformowani. A tak się niestety nie dzieje. Wielu z nas dowiaduje się o różnych wypadkach dopiero od swoich dzieci, ale umówmy się, czterolatek nie zawsze potrafi opowiedzieć, co się dokładnie stało.
Niespodziewane siniaki to nie wszystko
Okazuje się, że sytuacje podobne do tych, których doświadczyłam, są powszechne. Rodzice odbierają dziecko z przedszkola i na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Dopiero w domu okazuje się, że jednak coś się stało.
Może to być ukryty pod spodniami siniak, albo zadrapanie. Czasem maluch zaczyna się skarżyć, że coś go boli. Bywa, że rodzice z przerażeniem stwierdzają, że na głowie ich pociechy wyrasta ogromny guz. Zaczynają się wtedy zastanawiać, co się w ogóle stało, dlaczego nikt ich nie poinformował i czy powinni pojechać z dzieckiem do szpitala.
Jak to możliwe, że moje dziecko doznało w przedszkolu urazu, a ja nic o tym nie wiem? O większości takich przypadków panie z przedszkola w ogóle nie wiedzą, bo nie mają oczu dookoła głowy. A jeżeli już coś widziały, to z premedytacją zatajają informację przed rodzicami.
Wolą nie mówić, żeby nie było afery
Nauczycielki w przedszkolu nie mają łatwej pracy, to jasne. Oprócz tego, że odpowiadają za bezpieczeństwo całej gromadki dzieci, to muszą jeszcze dogadywać się z rodzicami, którzy potrafią reagować bardzo emocjonalnie na wieści o wypadku.
Dlatego, gdy nie stało się nic poważnego (przynajmniej w teorii), pracownicy nie informują rodziców, żeby uniknąć afery. Poza tym wcale nie mają obowiązku mówić o wszystkim, co się działo podczas pobytu w przedszkolu. Tego nie regulują żadne ustawy ani rozporządzenia.
Zasady dotyczące tego, jak wygląda komunikacja kadry przedszkolnej z rodzicami, w każdej placówce wyglądają inaczej. O ile o poważnym zdarzeniu, które wiązało się z wezwaniem karetki, pracownicy muszą informować rodziców, o tyle o zwykłym niegroźnym urazie wcale nie muszą mówić. Problem jest wtedy, gdy trudno orzec, czy dany uraz rzeczywiście jest niegroźny.
Z takimi objawami od razu do lekarza
Kiedy nie byliśmy świadkiem zdarzenia, możemy nie wiedzieć, czy sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba udać się do lekarza. Jeżeli uraz, który odkryliśmy po powrocie z przedszkola, dotyczy ręki lub nogi, a dziecko nie skarży się na ból i może poruszać kończyną, to wystarczy pozostać przy obserwacji. Lekki obrzęk w okolicy stawów, chociażby kostki, może świadczyć o zwichnięciu, ale również da o sobie znać silnym bólem.
Nieco gorzej jest z urazami głowy. Przy takich wypadkach często dochodzi do wstrząśnienia mózgu, a objawy nie muszą pojawić się od razu. Odkrywając guza na głowie dziecka, warto sprawdzić, czy jego źrenice reagują na światło. Jeżeli nie zwężają się prawidłowo – konieczna jest wizyta w szpitalu. Podobnie, jeśli pojawią się wymioty.
Jeżeli po powrocie z przedszkola odkryjesz coś niepokojącego na ciele swojego dziecka, konieczne skontaktuj się z pracownikami przedszkola. Ich relacja pomoże ustalić, czy stało się coś groźnego i będzie potrzebna podczas ewentualnej wizyty u lekarza. A opiekunki przy następnym takim zdarzeniu nie będą już zatajać przed tobą żadnych szczegółów.
Zobacz także:
Rodzice nagrali, jak nauczycielka krzyczy na dzieci. Dyrektorka przedszkola: “Mam do nich żal”
Prywatne przedszkola ustalają własne zasady. Ale to już przesada
To nie powinno się znaleźć w żadnym żłobku, ani przedszkolu! A jest w prawie każdym