Dzisiejsza młodzież to fleje. Kiedyś nikt nie odważyłby się prowadzić tak zeszytu
Dawno, dawno temu było tak, że staranne prowadzenie zeszytu było obowiązkiem ucznia. Raz w semestrze nauczyciele zbierali zeszyty i oceniali, czy są należycie obłożone, podpisane, czy nie ma luk pomiędzy poszczególnymi lekcjami, czy są wszystkie prace domowe. A dzieciaki? Miały do tego oczywiście różny stosunek.
Jedne wiedziały, że warto ładnie prowadzić zeszyt, bo to łatwy sposób na zdobycie dobrej oceny, inne były z tą kwestią na bakier, a to niestety później odbijało się na świadectwie. Dziś w ogóle posiadanie zeszytu nie jest już obowiązkowe. Ciężko jednak stwierdzić, czy to dobrze, czy źle.
Co mówi prawo na temat zeszytów?
Obowiązek posiadania zeszytów zazwyczaj zależy od regulaminu lub polityki szkoły oraz nauczyciela prowadzącego lekcje. W większości przypadków zeszyty są uważane za podstawowe narzędzie edukacyjne, które pomagają uczniom zapisywać notatki, rozwiązywać zadania, a także organizować swoją wiedzę. Dzięki nim nauka jest bardziej uporządkowana i wydaje się, że skuteczniejsza.
Natomiast zgodnie z prawem, uczeń oceniany może być wyłącznie za poziom wiedzy i umiejętności, jakie osiągnął, a także za zachowanie. Mówi o tym wyraźnie ustawa o systemie oświaty (art. 44b ust. 1). Nie można postawić jedynki np. za brak pracy domowej, czy – brak zeszytu. Oczywiście sposobu prowadzenia zeszytu również nie można oceniać. I wydaje się, że to jest w porządku.
Niby w porządku, a mimo to trochę szkoda
Gdy pewnego razu zajrzałam do plecaka mojego 13-letniego syna, przebiegł mi dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Spodenki gimnastyczne zmielone z pradawną kanapką i śmieciami od czipsów, a pomiędzy tym wszystkim jakieś książki i – o zgrozo – zwinięty w rulon zeszyt. Chyba od historii. Sprawdzał, co jest zadane, przerzucał kartki raz w lewo, raz w prawo, widać było, że nie może nic znaleźć…
Prosiłam, groziłam, tłumaczyłam: „Synu, zeszyt trzeba prowadzić starannie. On powinien wyglądać schludnie, bo co pomyśli sobie nauczyciel, gdy weźmie go w rękę? To tak, jakbyś nie miał do niego szacunku. Poza tym, jak można się czegokolwiek nauczyć z tych wszystkich bazgrołów?! Przecież tu w ogóle nie wiadomo, o co chodzi!”
Mój syn jednak niewiele sobie z tego robił. Mówił, że przecież nauczyciele w ogóle nie zaglądają do zeszytów. Nic ich to nie interesuje, co tam sobie uczniowie skrobią. Gdy chcą sprawdzić ich wiedzę, robią testy, sprawdziany, kartkówki – to wystarczy. Niby tak, ale...
Łatwiej jest się uczyć z porządnych notatek
Może się trochę czepiam, bo każdy człowiek jest inny i jeśli ktoś chce i lubi, na pewno założy sobie ładny zeszyt do każdego przedmiotu i będzie go starannie prowadził. W końcu łatwiej jest się uczyć z takiego, w którym zawarte są najważniejsze informacje, definicje, wzory. Kwintesencje danego rozdziału wiedzy wyodrębnione w ramkach, podkreślone kolorowymi flamastrami.
Inni uczą się, słuchając na lekcji i czytając podręcznik, a zeszyt nie jest im w ogóle do niczego potrzebny. Wszystko to prawda. Gdy pokazałam synowi moje, zachowane na pamiątkę, zeszyty od matematyki z liceum, aż wytrzeszczył oczy. „Jeju, chciało ci się?”. No jakoś mi się chciało. Uczyć się mogłam, dzięki temu, tylko z zeszytów, nie musiałam obkładać się książkami.
Z drugiej strony, książki kiedyś nie były tak czytelne i przejrzyste, jak teraz, więc może to prowadzenie zeszytów było po prostu wymuszone. Mimo wszystko, gdy patrzę na dzisiejsze szkolne zeszyty, jakoś mi tęskno. No bo – kiedyś to było...
Czytaj także:
Zobaczyłam pracę domową w zeszycie mojego syna i się wściekłam. Tak nie powinno być!
Chciał zażartować z nauczycielki na kartkówce. Mocno ją zdenerwował
Matka opublikowała w sieci oceniony sprawdzian swojego syna. Internauci oburzeni