Rozpacz zaczyna się już w szatni. Dla kilkulatka te dni to prawdziwa męczarnia
Sezon infekcyjny trwa, a choroba nie wybiera. Może przydarzyć się każdemu, nawet nauczycielce w przedszkolu. Gdy dopadnie kilku pań – powstaje nie lada problem. Nie ma komu opiekować się dziećmi.
Maluchy są więc rozprowadzane po innych grupach, bo po prostu nie ma innego wyjścia. A kilkulatki tego bardzo nie lubią. Gdy coś się dzieje inaczej, niż zwykle, tracą grunt pod nogami i bardzo się stresują. Aż przykro słuchać tych dramatów, które rozgrywają o poranku przed salami...
Dzieci nie lubią zmian
To się zdarza w każdym przedszkolu. Czasem jest za mało opiekunów, choćby z powodu zwolnień lekarskich. A przepisy są w tej kwestii jasne: jedna pani nie może opiekować się grupą dzieci. Muszą być przynajmniej dwie. Gdy zaczynają chorować, robi się problem. Dzieci z grupy, w której jest niedobór nauczycieli, trzeba rozparcelować po innych grupach.
Z punktu widzenia człowieka dorosłego, nie dzieje się nic złego. Dzieci nadal są bezpieczne, wciąż mają możliwość bawić się, uczyć, poznawać świat, otrzymują posiłki, na leżakowanie mają przyniesioną swoją pościel i leżaczek. Normalnie uczestniczą w zajęciach. Jednak dla małego dziecka to może być wielka zmiana i czasem ogromny stres.
Oczywiście dzieci są różne, jedne mają większe zdolności adaptacyjne, są bardziej otwarte i ufne, ale inne mniej. Są przyzwyczajone do swoich pań, przy których czują się bezpiecznie, mają swoich kolegów, i swoje ulubione zabawki. Lubią jeść posiłki przy tym, a nie innym, stoliku i spać w konkretnym miejscu w sali. One najbardziej przeżywają zmiany, które wiążą się z łączeniem grup.
"Nie chcę iść do przedszkola!”
Monika, mama 4-letniej Zosi, mówi: "Na początku tygodnia okazało się, że Motylki, czyli grupa Zosi, ma być podzielona na trzy grupy, a każda z nich przez cały tydzień będzie miała zajęcia w innych salach. Zośka znalazła się w 5-latkach. Już po pierwszym dniu był płacz i dramat, a kolejnego w ogóle nie chciała wejść do przedszkola”.
“Filip nie lubi tej pani, która jest w drugiej grupie. Chyba się jej boi, bo rano zrobił aferę w szatni, jak tylko zobaczył, że prowadzę go do jakiejś inne sali” – mówi z kolei tata chłopczyka, Jerzy i dodaje: ”Mam pracę zdalną i zastanawiamy się z żoną, czy po prostu nie zatrzymać młodego w domu, aż w przedszkolu wszystko nie wróci do normy”.
5-letni Kazio z kolei przez pierwsze dwa lata bardzo lubił chodzić do przedszkola. Coś się zmieniło dopiero w tym roku. Jego mama łączy to z przeprowadzeniem dzieci do innej sali. Co prawda przeprowadzka dotyczyła dokładnie wszystkiego, łącznie z zabawkami, ale i tak jest inaczej. "To nie moja sala” – powtarza Kazio. W dodatku popołudniami, z powodu braków kadrowych, dochodzą do jego grupy dzieci z innych oddziałów. Robi się harmider, zamieszanie. Maluch nie czuje się wtedy dobrze.
Poczucie bezpieczeństwa to znajomy grunt
Od pierwszych dni rodzicielstwa, słyszymy ze wszystkich stron, że dzieci lubią rutynę. Potrzebują powtarzalności, bo kiedy wiedzą, co po sobie następuje i czego mogą się spodziewać, czują spokój i komfort. Wszystko, co nowe, z kolei wzbudza w maluchach niepewność i niepokój.
Przedszkolaki to wciąż bardzo małe dzieci. Gdy już przetrwają trudy adaptacji i po kilku tygodniach zdołają odnaleźć się w przedszkolu, a nawet je polubić, chcą, żeby tak już zostało. Wiec kiedy pewnego dnia przychodzi do nich na zastępstwo inna pani – denerwują się. A gdy same są oddelegowane do nieznanej sali, obcych dzieci i opiekunek, ich poziom stresu może bardzo wzrosnąć. Odbierają to jako karę, a przecież nic nie zrobiły.
Nie przyprowadzajmy chorych dzieci
Czy coś z tym możemy zrobić? Niestety, sytuacje, w których pojawiają się braki kadrowe, są zwykle niespodziewane i nie bardzo można na nie przygotować naszą pociechę. Jeśli możemy sobie na to pozwolić, lepiej na czas łączenia grup zostawić dziecko w domu – oczywiście jeśli miałoby w przedszkolu źle się czuć, bo może też być tak, że w niczym mu to nie przeszkadza.
Właściwie jedyna rzecz, jaką możemy zrobić, to starać się nie dopuszczać do tego, by nauczyciele chodzili na zwolnienia... A więc – to, o co wciąż proszą dyrektorzy placówek: nie przyprowadzajmy chorych dzieci. Dziecko, u którego zaczyna się rozwijać infekcja, zaraża nie tylko pozostałe dzieci, ale także opiekunów.
Zobacz także:
Rodzice mają obłęd w oczach. Mało której imprezy w przedszkolu nienawidzą bardziej
Karmią gorzej niż 30 lat temu. Jadłospis ze żłobka wkurzył rodziców
W przedszkolach już chorują. Smarkacze zarażają się od siebie nawzajem