Zarabiamy 15 tysięcy miesięcznie, nie stać nas na wakacje nad polskim morzem. Pożyczamy od teściowej
Malwina i Eryk to jedna z tych par, które na pozór wyglądają jak żywcem wyjęci z reklamy szczęśliwego życia. Ona zadbana, dobrze ubrana, ze zrobionymi paznokciami. On wysoki, elegancki, spokojny… Jedno ich dziecko chodzi do przedszkola z moim synem, drugie do podstawówki. Znamy się właśnie z przedszkolnej szatni i z placu zabaw. Nie jesteśmy przyjaciółmi, ale znamy się dobrze - nasze dzieci odwiedzają się regularnie.
Zupełnym przypadkiem, kiedy zobaczyłam ich obrażonych na siebie, dowiedziałam się, że mają problemy finansowe. I to poważne….
Zarabiają kupę pieniędzy, ale...
Wydaje mi się, że mogłabym powiedzieć o nich wszystko, tylko nie to, że mają problemy finansowe. Markowe ubrania i wizyty u kosmetyczki zaprzeczały temu. Ponadto - wiem, że Malwina ma stabilną pracę w korporacji, w której może brać zwolnienia na dziecko i nie martwić się o zwolnienie. Powiedziała mi kiedyś, że zarabia 5 tys. złotych na rękę, a to przecież nie jest mało. Eryk pracuje w korporacji, jest managerem. Zarabia pewnie koło 9 tys. na rękę. Mają dwóch synów - w przedszkolu i szkole, a więc dochodzi im 1600 zł z 800 plus. Z moich obliczeń przekroczyli nawet 14 tys. złotyc h - jeśli liczyć te 800 plus na dwoje dzieci.
A jednak nie radzą sobie z utrzymaniem budżetu w ryzach. Malwina przyznaje, że ciągle kłócą się o pieniądze.
Pieniądze ciągle się rozchodzą. Przez to się kłócimy, bo Marcin uważa, że powinnam lepiej pilnować budżetu. Ale mamy mnóstwo wydatków, mały nie dostał się do państwowego żłobka, jeszcze kredyt na mieszkanie, dodatkowy angielski dla dzieci. Sama też muszę wyglądać - nie wydaje na prawo i lewo, ale na potrzeby! A kiedy pojawia się nieprzewidziany wydatek, pojawiają się kłopoty.
O wakacjach mogą zapomnieć
Faktycznie, nie jeżdżą na wakacje. Jednodniowe wypady i tyle - dopiero teraz Malwina przyznała mi się, że ich po prostu nie stać. Nie potrafią odłożyć ani na wakacje, ani na przyszłość. Zaskoczyło mnie to. Ja z mężem mamy mniejszy budżet, a jednak stać nas, żeby pojechać na wakacje dwa razy do roku - po tygodniu.
Chcieliśmy jechać nad polskie morze, chociaż na tydzień. Niby coś odłożyliśmy na ten cel, ale teraz jest wszystko takie drogie. Mamy jakieś 4-5 tysięcy. Dzwoniliśmy do kilku pensjonatów, ceny za osobę zwalają z nóg. Może starczyłoby nam tylko na nocleg na 5 dni, a gdzie benzyna, jedzenie, jakieś atrakcje?
Czy Malwina nie wie, jakie są ceny? Jak to wygląda? Tak bardzo mnie tym zaskoczyła, że zaczęłam podejrzewać, że może rzeczywiście, gdyby zrezygnowała z połowy ubrań, nagle znalazłoby się na wakacje. Ale mój mąż szybko uciął moje spekulacje - różni ludzie, różne priorytety, daj spokój, nie twoja sprawa.
Szału nie ma
W takie miesiące, kiedy trzeba zapłacić za ubezpieczenie samochodu albo musimy iść do dentysty, to w ogóle jest koszmar. Wtedy brakuje nam na codzienne wydatki. Mieliśmy nadzieję, że kiedy 500+ zmieniło się w 800 zł, to będzie nam dużo prościej, ale tak nie jest, wszystko podrożało.
Koszty życia w stolicy nie są małe. Kredyt na mieszkanie, dodatkowe zajęcia dla dzieci, czynsz, media - wszystko to pewnie zjada niejedną pensję. Ale ich jest dwoje, a zarobki - spore, nawet jeśli zostaje im na życie po wszystkich opłatach 7 tysięcy… To jak to oni wydają, pytam się? Jakoś nie mogę tego zrozumieć.
Zobacz też:
Pracodawca już nie będzie płacił. To koniec L4 na dawnych zasadach
Czy w czasie L4 mamy prawo zmienić miejsce pobytu? Można stracić zasiłek
Coraz więcej zwolnień lekarskich z tym samym kodem. Przyczyną często jest praca